Wiktoria Zender

Strefa światła

Walka o szczęście - historia prawdziwa


FRAGMENTY POWIEŚCI


[...]

Kiedy się obudziła, nie wiedziała, ile czasu minęło. Spróbowała wstać, ale bezskutecznie. Z trudem uniosła się na łokciach i odchyliła głowę, bo tylko w ten sposób zdołała cokolwiek zobaczyć przez wąską szparę lewego oka. Z trudem rozróżniała otaczające ją przedmioty. Obok stały puste, równo zaścielone łóżka. Po prawej stronie znajdowało się wielkie okno, a naprzeciw drzwi. Była całkiem sama, otoczona plątaniną rurek i dziwnych pikających urządzeń. Część z nich udało jej się odłączyć. Czuła się całkiem dobrze mimo zawrotów głowy. Przez chwilę zastanawiała się, czy uda jej się wstać. Musiała to sprawdzić. Poruszyła nogami, ale z nimi wszystko było w porządku, więc po kilku próbach przysiadła na brzegu łóżka. Prawą stopą wymacała podłogę. Kucnęła, bo nagle jej nogi zrobiły się jak z waty i wszystko strasznie zawirowało. Odczekała chwilę.

W długiej, białej, szpitalnej koszuli, podpierając się stojakiem od kroplówki, podeszła do okna. Żałowała, że nie jest w stanie szerzej otworzyć oczu. Nie miała pojęcia, czy widzi tylko na jedno oko, czy oba patrzą tak samo i tylko ona nie potrafi poczuć różnicy. Widok za oknem był zamazany, niewyraźny. Rozmyte plamy zieleni i kolorowych samochodów zaparkowanych pod budynkiem. Koniecznie chciała komuś powiedzieć, że trochę widzi, że jednak nie jest całkiem ślepa, ale nikt nie przechodził korytarzem. W oddali słyszała czyjeś kroki odbijające się echem i niewyraźne głosy. Na podłodze migotały pojedyncze promyki słońca. A więc jednak to nie było złudzenie! Obrazy rozmywały się w gęstej mazi, która zalewała jej oczy, ale musiała wytrzymać jeszcze trochę, jeszcze tylko moment, aby nacieszyć się tą chwilą wolności.

Powolutku podreptała do łazienki i stanęła przy małej umywalce. Dziwne, nigdy nie sądziła, że zwykła ciepła woda spływająca na dłonie może sprawić tak wiele radości. Wszystko było nowe, nierealne i niesamowite. Miała wrażenie, jakby dopiero się urodziła albo jakby ocknęła się z bardzo długiego snu. Zwyczajne rzeczy i czynności uprzednio tak oczywiste stały się niezwykłe. Wyszła na korytarz. Nagle usłyszała spanikowany kobiecy głos:

-O Boże! Nie wolno pani wychodzić!

Poczuła, że ktoś podbiega do niej i chwyta ją za ramię, prowadzi z powrotem do sali. Jeszcze nie zdawała sobie sprawy, że jest żywym trupem, że tak naprawdę żyje na kredyt, bo powinno już jej nie być. Nawet przez moment nie zastanowiła się nad swoim wyglądem, bo to przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Ula znajdowała się w dziwnej krainie spokoju i wytchnienia, w świecie, któ­rego nikt oprócz niej nie znał.

-Nic mi nie jest, chciałam tylko. Ja widzę - próbowała cicho wyjaśnić.

-Już dobrze, połóż się. Zaraz przyjdzie lekarz.

Bez sprzeciwu wróciła na wygodne łóżko, tym chętniej że poczuła się bardzo zmęczona i potwornie osłabiona, jakby nagle opuściły ją wszystkie siły.

Kiedy się obudziła, chwilę nasłuchiwała.

-Czy ktoś tutaj jest? - zapytała cicho, bo nie miała pewnoś­ci, czy rzeczywiście ktoś znajduje się w pokoju. Nie była w stanie niczego zobaczyć. Jakaś gęsta, mętna maź znowu zalała jej oczy, a szczeliny okazały się zbyt wąskie. Spróbowała unieść powieki, ale nieruchome skorupki, spod których wyciekał kleisty płyn, nawet nie drgnęły.

-Jestem lekarzem, muszę założyć pani sondę. Nie będzie to zbyt przyjemne, ale da się wytrzymać.

-Co to jest? - zaniepokoiła się.

-To taka rurka, przez którą będziemy panią karmić. Na razie nie może pani normalnie jeść - odpowiedział spokojnie mężczyzna, a po chwili przysiadł na brzegu łóżka. - Proszę odchylić głowę, nie ruszać się. i przełykać ślinę - nakazał zdecydowanie.

Dławiła się, nie mogła oddychać. Próbowała się odsunąć, ale ktoś mocno przytrzymywał jej ramiona i głowę. Chciała krzyczeć. Łzy spływały po wyschniętych policzkach. Nie wiedziała, że to dopiero początek jej drogi krzyżowej, że to tylko namiastka prawdziwego cierpienia.

-Sonda jest konieczna - oznajmił surowo lekarz. - Ma pani powiększoną śluzówkę i oparzenia gardła od oparów jakiegoś żrącego płynu, a trzeba zacząć coś jeść, bo same kroplówki nie wystarczą. Na razie tak musi być. - Poklepał ją po ramieniu. - Aha, nie wolno pani wstawać z łóżka - dodał po chwili i wyszedł.

Ula natychmiast zasnęła, a kiedy się obudziła, znowu ktoś przy niej stał.

-Nie ruszaj się - usłyszała kobiecy głos. Jasne światło wdzierało się pod powiekę lewego oka. Czyjeś ręce dotykały jej głowy, ale nie wiedziała dokładnie, co się dzieje. - Jak się czujesz?

-Nie wiem. - Dziewczyna wzruszyła ramionami. Było jej wszystko jedno, co z nią zrobią, i nie miała najmniejszej ochoty na rozmowę.

-Muszę zbadać twoje oczy. Poczujesz lekkie pieczenie. to tylko krople znieczulające.

Ula nie liczyła dni i nie pytała, co dalej. Dziwna obojętność otulała ją niczym ciepły kokon. Nie broniła się, kiedy ostre igły wbijały się w spojówki jej poparzonych oczu, kiedy kolejne wenflony łączyły ją z kroplówkami, a ciepła zupa spływała przez rurkę wprost do żołądka. Pokochała ciszę, tę dziwną nicość, w której utknęła. Nie czuła znudzenia. Czas nie istniał, mrok przynosił ukojenie. Nie mogła otwierać oczu na więcej niż parę minut. Wystarczało kilka chwil, aby znowu zaszły gęstą mgłą.

Rzadko była zupełnie sama, ale jakaś bolesna, dokuczliwa samotność przypominała o sobie od czasu do czasu, by za moment zniknąć w sennych majakach tak szybko, jak się pojawiła.

Dziewczyna zbadała swoją twarz palcami, ale nie poczuła zupełnie nic. Nos był najbardziej fascynujący. Nienaturalnie mały, chociaż nadal właściwego kształtu. Usta duże, opuchnięte i takie. plastikowe, bez czucia, nieruchome. Powieki również wydawały się nie należeć do niej. Jakby sztuczne uszy chyba siłą woli trzymały się na swoim miejscu - wysuszone, kruche wiórki. Kiedy mocniej ścisnęła spalony płatek prawego ucha, odpadł. Nie poczuła przerażenia, raczej narastające zdziwienie. Oto w dłoni trzymała kawałek siebie i nie za bardzo wiedziała, co powinna o tym wszystkim myśleć.

Życie stało się snem na jawie. Niezwykła rzeczywistość przeniosła Ulę w całkiem inny wymiar, w którym nie chciała rozumieć ani wiedzieć, ale wciąż pragnęła żyć.

[...]


partnerzy medialni:
Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia"